spojrzała na niego przez stół. Sople lodu bywały cieplejsze niż jej oczy.
Nagle stracił zainteresowanie przyjęciem. Fiona bez wątpienia nadal się piekliła, ale kiedy starsze damy zasypały ją gratulacjami oraz rozpłynęły się w zachwytach nad przyszłym zięciem, trochę złagodniała. Pewnie wspólnie doszły do wniosku, że hrabia jest samym Lucyferem i obie panie Delacroix miały szczęście, że udało im się wymknąć z jego szponów. Kiedy goście zaczęli wstawać od stołów, całą uwagę skupił na Alexandrze, obawiając się, żeby mu nie uciekła, korzystając z zamieszania. W pewnym momencie spostrzegł, że wychodzi z pokoju. - Panno Gallant! Zatrzymała się w połowie schodów. - Tak, milordzie? - W moim gabinecie, jeśli łaska. Zacisnęła usta i ruszyła na dół. Chwilę później trzasnęły drzwi w holu. - Niech pan uważa, żeby znowu nie wpadła w kłopoty - odezwał się za nim diuk. - Już nic więcej dla niej nie zrobię. - Więc załagodziliście nieporozumienia? - Jakie nieporozumienia? Przyszedłem tu po to, żeby położyć kres plotkom, dopóki pan się z nią nie ożeni i nie wywiezie jej z Londynu. - Aha. Chciałbym, żeby mi pan poświęcił jeszcze chwilę. - Proszę się umówić przez mojego sekretarza. Jutro o dziewiątej rano spotykam się z premierem. Lucien zrobił krok do przodu, zastępując diukowi drogę. - Tylko chwileczkę - powtórzył spokojnie i wskazał na swój gabinet. - Nie mam czasu na takie bzdury. - Więc niech pan go znajdzie - poradził Kilcairn nieporuszony. - Impertynent - warknął Monmouth, ale zawrócił i ruszył holem. Hrabia otworzył mu drzwi i wszedł za nim do środka. Alexandra stała przy biurku, opierając zaciśnięte dłonie na mahoniowym blacie. - O co chodzi? - spytał bez wstępów. - Muszę przyznać, że wydarzenia tego wieczoru całkowicie mnie zaskoczyły - powiedziała cichym, niepewnym głosem. - Ba! - prychnął Monmouth. - Nie dziękuj, gdyż i tak nigdy mi się nie odpłacisz. Bądź po prostu zadowolona, że dbam o reputację rodziny, bo w przeciwnym razie najchętniej widziałbym cię w Aus... - Nie zamierzałam dziękować - przerwała mu siostrzenica. - Jak śmiesz przypuszczać, że... - Alexandro, to ja zaprosiłem twojego wuja - wtrącił Lucien. Obeszła biurko i zbliżyła się do niego. - Myślałam... - Co? - Myślałam, że się zmieniłeś! - Bo to prawda. - Więc co on tutaj robi? - Pokazała palcem na diuka. - Ty niewdzięcznico... - Dość tego! - huknął Kilcairn. - Monmouth, wyjdź. - Z przyjemnością. - Starzec wypadł z gabinetu i trzasnął za sobą drzwiami. - Zaprosiłem go dzisiaj, bo służył ci jako wymówka - wyjaśnił Lucien. Alexandra przerwała spacer od biurka do kominka. - Jaka wymówka? - Żeby domagać się niezależności. - Nie muszę szukać pretekstów - odparowała ze łzami w oczach. - Ty sam dostarczasz dostatecznych powodów, żeby nie wychodzić za mąż. - Daj mi jeszcze chwilę - poprosił Lucien, zaskoczony jadem w jej głosie. - Ile tylko zechcesz. To niczego nie zmieni. - Jakiś czas temu wymieniłaś powody, dla których mnie nie poślubisz. Usunąłem