- Nie strasz.
- Wcale nie straszę. Klara uśmiechnęła się lekko, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że dochowa wszystkich sekretów. Bryce ucałował córeczkę na pożegnanie, rzucił okiem na Klarę, a potem przeniósł spojrzenie na siostrę, która przez cały czas nie spuszczała wzroku z nich obojga. - Życzę wszystkim miłego dnia - rzekł. - Z pewnością przyjemniej spędzimy czas niż ty - odpowiedziała Hope. - Nie nanieś wody do domu! Jest tam świeżo posprzątane. - Dobrze, proszę pani - zażartował, a ona odwzajemniła się uśmiechem. Nim odszedł, siostra wzięła go na bok i spytała: - Co się dzieje między wami? - Nic. - Kłamca! - Odczep się, moja mała siostrzyczko. Nie stwarzaj problemów. Hope uniosła brwi, jak zwykła czynić w dzieciństwie, gdy udawała starszą i mądrzejszą od niego. - Wydaje mi się, że problemy już się pojawiły. Klara jest miłą dziewczyną, Bryce, więc uważaj, jak z nią postępujesz. - Ostrzegasz mnie? - Nie. Ale wiem, że masz potem tendencję do obwiniania się o wszystko, przecież przypisujesz sobie winę za śmierć Diany, jakbyś rzeczywiście ją spowodował. - Bo tak było. - Zapominasz, że znałam Dianę - powiedziała, odchodząc z nim dalej od kobiet zgromadzonych wokół basenu. - To ona chciała cię poznać. Po waszym pierwszym spotkaniu od razu zaczęła marzyć o wspólnej przyszłości z tobą. - Czemu wcześniej mi o tym nie wspomniałaś? - A wysłuchałbyś mnie? Ona chciała osiągnąć to samo co Portia i Katey. Pragnęła mieć dom i rodzinę. Nie sądzę, by przywiązywała wielką wagę do tego, kto jej to zapewni. Gdybym znała ją lepiej, pewnie w ogóle bym ci jej nie przedstawiła, lecz ty zaraz się z nią ożeniłeś. Jak sądzisz, dlaczego z tym zwlekałam? - Myślałem, że nie podoba ci się to, że umawiam się z twoimi przyjaciółkami. - Nie pamiętasz? Wcale się z nią nie umawiałeś. Od razu poszliście do łóżka. Bryce poczuł, jak się czerwieni, lecz wiedział, iż siostra miała rację. W Dianie nie interesowało go nic. Chciał tylko z nią sypiać. Może dlatego miał później takie wyrzuty sumienia. - Nieważne. Ożeniłem się z nią. Urodziła moje dziecko. - Wiem, wiem. Lecz nie przyczyniłeś się do jej śmierci. Bryce otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak w końcu się nie odezwał. Miał świadomość, że postępuje nierozsądnie, ale poszedł z Dianą do łóżka, zakładając, że następnego ranka po prostu ją pożegna i nie będzie kontynuował tej znajomości. Świadczyło to o braku uczuć, lecz było prawdą. Gdyby nie spędził z nią nocy, nie zaszłaby w ciążę, nie zachorowała i nie umarła. Jeśli zamierzała schwytać go w pułapkę, zapłaciła za to najwyższą cenę. Umierając, nienawidziła go nie za to, że zrujnował jej życie, lecz że jej nigdy nie kochał. - Nie słuchasz mnie, prawda? - zauważyła siostra. - Słucham. Wiem, że gdyby Diana żyła, dziś bylibyśmy rozwiedzeni. Nie chcę po raz drugi popełnić tego samego błędu - przyznał. - Masz dosyć małżeństwa i życia w ogóle? Bryce tylko się roześmiał. - Dobrze, że Chris tego nie słyszy - powiedziała. - Och, nie przejmuj się. Nic nie jest w stanie zmienić oddania twego męża wobec ciebie. - Bruce pocałował siostrę w czoło. - Tęsknimy za tobą - zapewniła, ściskając go za ramię. - Co rozwieje tę czarną chmurę, która zasnuła twoją duszę? Bryce nie odpowiedział, tylko powędrował spojrzeniem ku Klarze. Po ułożeniu Karoliny do popołudniowej drzemki Klara zamierzała sięgnąć po satelitarny telefon, by skontaktować się z szefem. Właściwie nie bardzo miała ochotę dowiadywać się, czy Mark Faraday został schwytany, co świadczyło o tym, iż w domu Bryce'a czuła się wyjątkowo dobrze. Na razie obserwowała, jak dziecko baraszkuje na dywanie i czuła się przyjemnie zmęczona. To był zupełnie inny rodzaj zmęczenia niż dawniej. Wiązał się z aktywnością wynikającą z nowej przyjaźni z Hope, Portią i Katey, które niedawno poznała. Każda z nich przed założeniem rodziny pracowała zawodowo, lecz po urodzeniu dzieci zmieniły styl życia, co nie oznaczało, że przestały być czynne. Bryce miał rację, wspominając o wścibstwie własnej siostry. W rozmowach z nią Klara wielokrotnie musiała zmieniać temat, by nie udzielać zbyt wielu informacji na swój temat i nie zdradzić się, że już kiedyś spotkała ojca małej Karoliny i miała z nim romans. Ostatnio prawie wcale nie widywała Bryce'a. Od czasu przygody w basenie wiele pracował, wracał późno i ledwie miał czas, by spojrzeć na własne dziecko. Jeśli zostawali na moment sami, rozmawiali tylko o małej, potem całował córeczkę na dobranoc i rezygnując z kolacji, szedł do swego gabinetu. Wyraźnie źle sypiał, często bowiem słyszała, jak chodzi nocą po domu. Takie unikanie wzajemnych kontaktów ujemnie odbijało się na Karolinie, która tęskniła za ojcem i długo go nie widząc po prostu płakała. Klara czuła wyrzuty sumienia, iż jej konflikt z Bryce'em utrudnia mu spotkania z małą. Spojrzała w okno i w tej chwili usłyszała podjeżdżający samochód. Pan domu właśnie wracał z pracy. Odstawiła kubek z kawą i spojrzała na Karolinę, która podniosła się i, trzymając się kanapy, najwyraźniej miała ochotę przejść kilka pierwszych kroków w życiu. Klara chciała ku niej podejść, lecz zatrzymała się. W holu rozległ się głos Bryce'a. - Klara! - Jestem w salonie - odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z Karoliny. Kiedy Bryce stanął w drzwiach, szepnęła: - Weź kamerę! Myślę, że ona zaraz zrobi pierwszy krok. Pospiesz się! - Dobrze, dobrze - Bryce odstawił teczkę i poszedł po kamerę, a potem przyklęknął i skierował obiektyw na córeczkę. - Ja was sfilmuję. Wyciągnij do małej ręce - powiedziała Klara. Oddał jej kamerę i zwrócił się do dziecka. - Hej, księżniczko, co robisz? Mała zaczęła radośnie gaworzyć. - Popatrz na ten uśmiech! - zawołała Klara.