zakłopotanie, ale tak¿e zadowolenie i nadzieja. Wiedziała, ¿e
romans z bratem me¿a nie mo¿e sie dobrze skonczyc, nie mogła jednak zapomniec, jak gwałtownie i namietnie reagowało na niego jej ciało. O Bo¿e, o czym ona znowu mysli. Patrzac na swoje odbicie w lustrze, zmarszczyła gniewnie brwi i przeczesała palcami mokre włosy. - Dosc tego - powiedziała stanowczo, ale nie podobało jej sie to, co dostrzegła we własnych oczach. - Masz dzis mnóstwo rzeczy do zrobienia. Mnóstwo! Nie masz czasu na ¿adne romantyczne bzdury. - Ale wkładajac tenisówki i spieszac po schodach na dół, zastanawiała sie, czy jest z natury namietna i pozbawiona zahamowan, czy te¿ reaguje w ten sposób wyłacznie na Nicka. „Prawda jest taka, ¿e interesowali cie... inni me¿czyzni”. Ciagle słyszała słowa Aleksa. - Nie mysl o tym - powiedziała sobie. - Nie ma czasu na samooskar¿enia. Mysl o przyszłosci. Po raz pierwszy, od czasu kiedy wyszła ze spiaczki, Marla czuła sie rzeska i o¿ywiona. Pełna energii. Gotowa stanac oko w oko ze swiatem i dowiedziec sie w koncu, kim naprawde jest, co sie własciwie wydarzyło tamtej nocy i dlaczego czuje sie jak intruz i wiezien we własnym domu. Ostatniej nocy 285 zniosła przeprosiny doktora Robertsona i gniewne milczenie Aleksa, a potem spotkała Nicka na korytarzu. Ale co działo sie przedtem? Nie mogła wybaczyc Aleksowi, ¿e wyrwał piec dni z jej ¿ycia. Zgoda, postapił zle. Ale to jeszcze nie powód, ¿eby za jego plecami romansowac z Nickiem. To, co czuła do Nicka, nie miało ¿adnego zwiazku z Aleksem, próbowała uspic wrzacy w niej gniew. Straciła piec dni ze swojego ¿ycia. To prawie cały tydzien! Tylko dlatego, ¿e jej ma¿ postanowił, i¿ tak bedzie dla niej najlepiej. Bzdura. I tyle. Ból w szczece przypomniał jej, ¿e jeszcze nie jest całkiem zdrowa. Połkneła dwie aspiryny, popijajac woda z silnym postanowieniem, ¿e ból jej nie powstrzyma. Poszła do kuchni i zda¿yła jeszcze po¿egnac sie z Cissy, która ze spakowanym plecaczkiem własnie wychodziła do szkoły. Alex, jak poinformowała ja Carmen, wyszedł ju¿ do biura. Marla zastanawiała sie, czy w ogóle raczył wrócic na noc. Gdzie był? Z kim sie spotkał? Dlaczego, na Boga, wymykał sie ukradkiem z domu w srodku nocy? Postanowiła, ¿e dowie sie tego. Musi tylko zdecydowac, czy zapyta go o to wprost, czy najpierw sama troche poweszy. Cos jej mówiło, ¿e jest w tym niezła, choc za nic nie mogła sobie przypomniec dlaczego. Ale to nie miało znaczenia. Miała ju¿ serdecznie dosc bycia ofiara i odgrywania roli chorowitej, nie nadajacej sie do niczego ¿ony i matki. Jeszcze jedna bzdura. - A Nick? - spytała Marla Carmen, ociagajac sie z wyjsciem z kuchni, gdzie Elsa, kucharka, marynowała ju¿ mieso na obiad. Była to pote¿na kobieta o cie¿kich piersiach, grubej talii i wesołych oczach. Nucac cos pod nosem, wcierała przyprawy w kawał wołowej poledwicy.