House przyjecie. Myslałem, ¿e w tym roku sobie darujemy, ale
mo¿e to nie jest dobry pomysł. Zostały jeszcze dwa... nie, trzy tygodnie. Mogłabys zajac sie tym razem z mama. Zapał Marli osłabł. Poczuła sie troche niewyraznie na mysl o dziesiatkach gosci, oczekujacych, ¿e ujrza urocza pania domu. Choc z drugiej strony, ma do pomocy słu¿be, wiec jakos sobie poradzi. - Nie wiem, czy jestem w stanie uczestniczyc w tak du¿ym przyjeciu. - Oczywiscie, ¿e nie - powiedziała Eugenia, patrzac z wyrzutem na swojego pierworodnego. - W obecnym stanie nie dasz rady. W tym roku mo¿esz sobie darowac. Wszyscy to zrozumieja. - Chwileczke. Nie powiedziałam „nie”, tylko ¿e nie wiem, czy jestem gotowa - odparowała Marla. Nie miała zamiaru odgrywac roli inwalidki, dla której rodzina musi poswiecic swoje tradycje i rezygnowac z towarzyskich spotkan. Córka ju¿ uwa¿a ja za wariatke. Poza tym powinna przecie¿ spotykac sie z ludzmi, którzy byli jej przyjaciółmi. - Zgoda. Mysle, ¿e jednak sobie poradze - oznajmiła. 205 Eugenia otworzyła usta, jakby miała zamiar zaprotestowac, ale zamiast tego znowu usiadła na swoim krzesle. Czy Alex, mimo usmiechu na twarzy, nie wyglada na przestraszonego? A mo¿e znowu ponosi ja wyobraznia? - Cudownie - powiedział nieco sarkastycznie. Marla zaczeła sie wahac. Mo¿e zanadto sie pospieszyła. Nagle poczuła sie chora i zmeczona. - A teraz - powiedział Alex - musze was po¿egnac. Mam spotkanie w miescie. Jestem umówiony w Marriotcie z kilkoma japonskimi biznesmenami, którzy chca w nas zainwestowac. Taki zastrzyk pieniedzy bardzo nam sie przyda. - Obszedł stół dookoła i pocałował ¿one w policzek. - Zabawisz panie, prawda, Nick? Zostaniesz troche? Nick nie wygladał na zachwyconego, ale tylko wzruszył ramionami. - Troche. - Dziekuje - rzucił Alex z widoczna ulga i spojrzawszy na zegarek, wyszedł z pokoju. - Mnie nie trzeba zabawiac. - Marla wstała od stołu. - A mnie tak. - Eugenia uniosła władczo jedna brew. - Jesli nie masz nic przeciw temu, pójde zobaczyc, jak sie czuje Cissy. - Nie przejmuj sie nia tak - stwierdziła Eugenia pobła¿liwie. - Mysle, ¿e powinnam z nia porozmawiac. - Marla chciała w miare mo¿liwosci poprawic swoje stosunki z córka, a poza tym uwolnic sie na jakis czas od towarzystwa tesciowej. A tak¿e Nicka - tego wyrzutka, człowieka, którego obecnosc sprawiała, ¿e zaczeła stawiac pod znakiem zapytania swoje mał¿enstwo, swoje uczucia i przekonania. Powinna go unikac jak zarazy. W głebi duszy czuła, ¿e stanowi pokuse nie do odparcia. Nie chciała widziec jego namietnych spojrzen, nie wyobra¿ała sobie jego pocałunków, jego miłosci... - Chrzakneła. - A potem pójde sie poło¿yc.