Eugenia uniosła jedna, starannie wyregulowana brew.
- Przeklinanie nic tu nie pomo¿e. - Oczywiscie, ¿e pomo¿e - mruknał, kiedy Carmen, która najprawdopodobniej czekała za rogiem, wróciła do pokoju. - Nie chciałam przeszkadzac pani wczesniej, w porze odpoczynku -zwróciła sie do Eugenii, biorac słuchawke ze stolika i wkładajac ja do kieszeni. - Odebrałam kilka wiadomosci. Zostawiłam informacje na biurku w gabinecie pana Cahilla. - Pamietasz, kto to był? - Pani Lindquist, po raz drugi, i pani Favier. - Cherise - rzekła Eugenia lodowato. - Oczywiscie. Ktos jeszcze? - Tak, ktos z gazety i jakas prawniczka, która oznajmiła, ¿e reprezentuje rodzine pani Delacroix. - Cudownie. - Eugenia sciagneła usta. - Tylko tego nam jeszcze trzeba. Có¿, pan Cahill zajmie sie tym, gdy wróci do domu. - Poło¿yła dłonie na kolanach. - Carmen, zrób mi, prosze, herbaty... Nick, napijesz sie czegos? - Mo¿e pózniej. - Ju¿ podaje. - Carmen błysneła zebami w usmiechu i poszła do kuchni. - Bystra dziewczyna, ale wkrótce ja stracimy - zauwa¿yła Eugenia. - Chodzi do szkoły wieczorowej, uczy sie dwóch jezyków. Sama poddałam jej mysl, ¿e powinna kontynuowac nauke, gdy zobaczyłam ja w Cahill House... Rozumiesz. Oczywiscie, ¿e rozumiał. Cahill House, instytucje dobroczynna, zało¿ono przed stu laty dla dziewczat, które znalazły sie w „kłopotach”. Prezesem jej zarzadu był zawsze jakis Cahill. Pewne rzeczy nigdy sienie zmieniaja. I to własnie, zdaniem Nicka, stanowiło problem. Najpierw Samuel był prezesem, a teraz Alex. Co roku w imieniu Cahillów instytucja otrzymywała hojne darowizny. 52 - Chciałabym, ¿eby ludzie przestali tu wydzwaniac. Wszyscy wiedza, ¿e Marla ciagle jeszcze przebywa w szpitalu... och, wiem, Joanna Lindquist jest jej przyjaciółka, ale to zwykła plotkarka. Prawników nie da sie w ¿aden sposób powstrzymac, w dodatku ta Cherise... - Eugenia spojrzała Nickowi w oczy. - Zakładam, ¿e Alex ju¿ ci powiedział, i¿ dzieci Fentona znowu nas nagabuja. - Oparła podbródek na dłoni. Nick dostrzegł na niej brazowawe plamki. A wiec jego matka, mimo swego całego oporu, nie zdołała powstrzymac procesu starzenia. - Słyszałem. Cherise zdołała mnie wytropic. Chce odwiedzic Marle. - Ja mysle. Jesli chce, to znaczy, ¿e ma po temu jakis powód, wierz mi. Nigdy nie traktowałam powa¿nie opowiesci o rodzinnych wasniach, ale przez tych dwoje chyba zmienie zdanie. - Wstała z fotela i podeszła sztywno do okna. - Có¿, nic na to nie moge poradzic. Alex bedzie musiał rozprawic sie z Montym i Cherise. Jesli chca nas ciagac po sadach, prosze bardzo. Dostana za swoje. - Wygładziła spódnice kostiumu i dodała: - Kra¿a jak sepy nad konajaca owca. - Nikt tu przecie¿ nie kona - odparł Nick szybko,