koza znak zodiaku
Paterno nie musiał szukac daleko, jego własny ojciec zupełnie sie nim nie interesował. Siegnał po fili¿anke z kawa wypił łyk i poczuł, ¿e zaraz chwyci go zgaga. O co własciwie chodzi z ta Marla Cahill i Pam Delacroix? Były ma¿ Pameli domaga sie sprawiedliwosci, ale Paterno podejrzewał, ¿e facet po prostu poczuł pieniadze. Dlaczego Marla Cahill, bogata dziedziczka, przyjazniła sie z osoba która nie bardzo pasowała do jej sfery? Jeszcze raz przejrzał informacje dotyczace Pam. Podobno nale¿ała do tego 160 samego klubu tenisowego co Cahillowie, ale Paterno nie znalazł na to dowodu. Inna rzecz, ¿e ta kobieta była nieprzewidywalna. Ukonczyła prawo, ale nie praktykowała, tylko przez krótki czas jako adwokat zajmowała sie sprawami rodzinnymi. Kiedy jej mał¿enstwo sie rozpadło, nie wróciła jednak do prawa, lecz zajeła sie obrotem nieruchomosciami w Sausalito. Dlaczego? Paterno wział do reki wydruk ze zdjeciami Pam Delacroix... a mo¿e Marli Cahill? Czy przy identyfikacji zwłok popełniono bład? Czy mo¿liwe, ¿eby policjanci, którzy pracowali na miejscu wypadku, a¿ tak sie pomylili? Przecie¿ ta kobieta miała przy sobie dokumenty. Ponadto jej były ma¿ rozpoznał zwłoki. No i Marla Cahill, która w chwili wypadku miała na rece szpitalna bransoletke. A teraz, choc sama cierpi na amnezje, jej ma¿ albo tesciowa zorientowaliby sie, ¿e jest kims innym. Chocby po sposobie poruszania sie i mówienia... chyba ¿e wszyscy biora w tym udział. Spisek. Jezu, zaczyna myslec jak Oliver Stone. Paterno prychnał wzgardliwie. Dosc spekulacji. Trzeba sie zajac faktami. Zacznie od grupy krwi. Mały James zaczał płakac i Marla, która znowu zaspała, zerwała sie na równe nogi. Wbiegła do pokoju dziecinnego, wzieła go na rece i przytuliła. - Ju¿ dobrze - powiedziała odruchowo, kołyszac go przez chwile. Potem zaczeła go przewijac. Rozpieła pi¿amke, wciagneła w nozdrza delikatny, słodki zapach niemowlecia. Małe nó¿ki zawziecie kopały powietrze. James utkwił w niej spojrzenie swoich błekitnych oczu i Marla poczuła, jak wszystko w niej topnieje. - Jestes małym, słodkim diabełkiem i wiesz o tym, prawda? - Niemowlak zamachał piastkami i 161 usmiechnał sie szeroko. - Och, tak, złamiesz niejedno niewiescie serce. - Skonczyła go przewijac, kiedy do pokoju weszła Fiona z butelka. - Ja to zrobie - powiedziała Marla. Niania wzieła sie za porzadki, a Marla usiadła w bujanym fotelu i cicho nucac, zaczeła karmic Jamesa. Mały ssał chciwie, przerywajac tylko, by na nia spojrzec. - Wiem, wiem, patrzysz na mnie i masz nadzieje, ¿e zostałes adoptowany, co? - Mrugneła do niego. Kiedy skonczył, odstawiła prawie pusta butelke na stolik, podniosła