labrador szczeniaki oddam za darmo
Tego nie można usprawiedliwić. – I dlatego znalazłam cię w hamaku. – Dlatego. Przekazałem wszystkie działania operacyjne Platonowi i ludziom, których razem wyszkoliliśmy i do których mamy zaufanie. W firmie jest również bardzo dużo pracy, którą należy wykonać, jak mówi Plato, ,,na poziomie biurka’’, lecz również tym nie zajmowałem się przez ostatni rok. – Nic dziwnego, że Plato ucieszył się, gdy nadarzyła się okazja, by cię wyrwać z Wyomingu – zauważyła Lucy. – Ile masz teraz lat? Czterdzieści? – Mniej więcej. – Bez żony i dzieci... Nigdy nie założyłeś rodziny? – Do tej pory nie. – Żadnej bliskiej kobiety? Przypomniał sobie Lucy w sukni ślubnej, młodą, radosną, promieniejącą nadzieją i optymizmem, jakiego on nigdy w swym życiu nie czuł. – Nie. Lucy, już od dawna nikt nie miał ze mnie wielkiego pożytku. Jeśli wolałabyś, żeby Plato tu przyjechał i zajął się twoją sprawą, to go ściągnę. – Nie. Wolę ciebie. Uśmiechnął się i podniósł butelkę z piwem. – No cóż, wreszcie nadajemy na tej samej fali. – Chyba w twoich snach – prychnęła, ale zauważył, że jest podminowana. Nagle się poderwała. – Gdzie są Madison i J.T.? – W swoich pokojach – powiedział łagodnie, zdejmując z grilla cukinię i kładąc ją na wyszczerbiony porcelanowy półmisek, który pamiętał jeszcze czasy Daisy. – Miałem zamiar zagonić ich do zamiatania werandy, grabienia podwórza, mycia okien i wyrywania przekwitłych kwiatków, ale postanowiłem dać im chwilę oddechu. – Daisy nigdy nie kazała ci pracować tak ciężko. – Skąd wiesz? – Bo mieszkam w jej domu. Czasami wieczorem... sama nie wiem... ale mam wrażenie, jakby jej duch nadal tu był. Wyobrażam sobie, że była pracowita i oszczędna, ale również bardzo dobra i umiała się cieszyć życiem. – Była wiecznie niezadowoloną, zgryźliwą starą Jankeską. Lucy nie wzięła jego słów poważnie. – Aha, więc to po niej jesteś taki zgorzkniały. – Uśmiechnęła się. Sebastian wycelował w nią łopatkę. – Mogłem sprzedać ten dom pewnemu prawnikowi z Bostonu. – To dlaczego tak nie zrobiłeś? – Bo sprzedałem go tobie. Opadła na krzesło i wpatrzyła się w ogród. Sebastian pomyślał, że w Lucy harmonijnie wymieszały się siła i kobiecość. Nie należało jej lekceważyć. Obróciła się i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. – Miejscowi już zaczęli nazywać mnie ,,wdową Swift’’. Na twoją babcię mówili ,,wdowa Daisy’’.