piosenkarki polskie
Polskiego. Tam wyrabiają sobie towarzyską pozycję, ale tylko u Gruszczyńskiego mogą grać na pieniądze i urządzać polityczne 28/86 awantury. Bo w Klubie rozmowy o polityce są surowo zabronione. Między gości szulerni wmieszali się też Francuzi. Jest ich dwóch, więc co najmniej jeden musi być tajniakiem. Gruszczyński na wszelki wypadek obydwu wciąga za łokcie w głąb labiryntu pokoi, w których trwonione są żołdy wypłacane polskim emigrantom przez francuski rząd, posagi kochających sióstr, matczyne klejnoty i majątki, które po spieniężeniu ślą emigrantom rodziny z kraju. Po chwili cała trójca wraca do salonu. Gruszczyński bogatszy o święty spokój, rzekomi szpicle o dziesięć franków każdy. Zaraz i tak przerżną je w faraona. Na empirowym krześle obok Podhoreckiego siada jeszcze ktoś. Adam nie zauważył nawet, kiedy nieznajomy wynurzył się z kłębów dymu. Ale za późno, by się dopytać, kim jest człowiek, który wygląda, jakby całe 29/86 życie tasował zaślinionymi palcami talię kart. 1 jula 1845, dwudziesta druga czternaście Rozumowski nerwowo bije palcami króla karo. Przed chwilą wyciągnął go ze swojej talii i rzucił na stół. Dandysopodobni młodzieńcy gapią się jak zahipnotyzowani na dłonie bankiera. Mieszane w nich damy, walety i blotki jak werble warczą monotonny marsz. W tle trzeszczy zaciśnięta szczęka nieznajomego. Podhorecki też kładzie przed sobą kartę. Na rewersie tańczą rozradowane szkielety. Przewraca ją. Dama pik. Sięga do kieszeni i zakrywa jej krynoliny nową sukienką ze srebra. 30/86 – Srebro zostaw dla swoich dziwek! – krzyczy nieukontentowany Rozumowski i wbija swojemu królowi w serce kolumnę złotych pięciofrankówek. – To jest dish fit for thegods! Bankier skończył tasować talię i rzuca na stół kartę za kartą. Na lewo, na prawo, znowu na lewo. Rozmodlone oczy graczy utkwione są po lewicy Swiderskiego. Wystarczy, że spadnie tam bliźniaczka karty, która leży przed nimi, a ich stawka zostanie cudownie pomnożona.