stroj na 11 listopada
całodniową nieobecność - zajmował się nudną, lecz dochodową korporacyjną robotą w Dagenham - kiedy zadzwoniła Joannę Patston. - No nie... - westchnęła, słysząc, że nie zastała Novaka. - Wszystko w porządku, Joanne - uspokoiła ją Clare. - Mogę ci mówić po imieniu? - Oczywiście. - Ja jestem Clare, dobra? - Nie czekała na odpowiedź, świadoma, że w mało stabilnym życiu jej rozmówczyni może liczyć się każda sekunda. - Słuchaj, Joannę, wiem, że raczej nie chcesz, aby Mike do ciebie dzwonił, więc wybieraj, co wolisz: złapać go przez komórkę teraz, ale on może nie być sam, albo ja załatwię, żeby, powiedzmy za pół godziny, odebrał twój telefon gdzieś, gdzie będzie mógł swobodnie pogadać? Chwila milczenia, wreszcie: - To drugie. Za pół godziny. Joanne pozmywała po śniadaniu, upuściła filiżankę na podłogę i wybuchnęła płaczem, ale zaraz przestała, bo Irina zaczęła płakać także, wreszcie, kiedy wszystko było już na swoim miejscu, usiadła z córeczką na sofie i zaczęła jej czytać „Kredka i pisklaka". Co parę minut oczy zachodziły jej mgłą z absurdalnego wzruszenia tą historyjką, ale znacznie bardziej z powodu reakcji małej, która słuchała jak urzeczona. Dziesięć po dziesiątej Joanne zamilkła. - Mamusiu, jeszcze poczytaj! - Za chwilę, kochanie. - Teraz! Joannę podniosła się z sofy i położyła Irinie książeczkę na kolanach. - Obejrzyj sobie obrazki, skarbie. Mamusia zaraz przyjdzie. Na parkingu w Dagenham Novak sprawdzał właśnie sygnał na komórce, kiedy telefon zadzwonił. - Mike Novak. - Tu Joanne Patston. - Tak, Joanne? - Nawet na odległość wyczuwał napięcie w jej głosie. - Clare mówiła mi, ze pani dzwoniła. Czym mogę służyć? - Pan Allbeury powiedział, żebym przekazała panu swoją odpowiedź. - Owszem. Ewentualnie zadała mi jakieś pytania. - Zgadzam się. Novak omal nie podskoczył. - To super! - Naprawdę? - Tak sądzę. - I po chwili spytał: - Jest pani pewna? - Jak zauważył pan Allbeury, nie mam wyboru. - Czy to ma być tylko dla pani i Iriny? Czy także dla pani matki?