tyszkiewicz
Tak, żeby specjalista w dziedzinie brutalnych przestępstw mógł się zorientować, że w rzeczywistości było to morderstwo z zimną krwią. - Salonowe sztuczki - powiedziała Rainie. - Policja szybko je przejrzy. - Nie byłbym taki pewien. - Ale policja widziała cię parę godzin po zabójstwie bez śladów krwi i sińców na ciele. - Będą się upierać, że przestępstwo to było bardziej kontrolowane, niż pierwotnie się wydawało. Znajdą ślady krwi w odpływie zlewu, co będzie wskazywało, że po wszystkim morderca się umył. Podejrzany jest człowiekiem przebiegłym, więc nie zdziwiłbym się, gdyby po umyciu rąk wpuścił do zlewu krew tej samej grupy co moja. A może on ma taką samą grupę krwi? Na razie nie mogę tego wiedzieć. - Zaczął mówić spokojnie, ale skończył z goryczą w głosie. - Jest jeszcze wiadomość - nalegała Rainie. - To dowodzi, że zrobił to ktoś, kto chce dopaść ciebie. - Ta wiadomość mi nie pomoże. - Na pewno tak. - Nie. - Quincy pokręcił głową. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. - Wiadomość... charakter pisma. Rainie, to jest mój charakter pisma. Nie wiem, jak to się stało, ale wygląda na to, że ten człowiek... Jakby był naprawdę mną! Kimberly siedziała przy sponiewieranym stole kuchennym. Popijała kawę i próbowała wymyślić, co zrobić ze swoim drugim wolnym dniem, kiedy odezwał się brzęczyk. To jej współlokator Bobby wyszedł do pracy, ogłosiwszy wcześniej, że będzie nocował u swojej dziewczyny. W ten sposób Kimberly będzie miała mnóstwo czasu do zabicia i całe mieszkanie, w którym mogłaby go zabijać. Powinna się zdecydować na dłuższą drzemkę. Poćwiczyć. Zjeść dużo owoców i warzyw. Popijała kawę, czując ciężar nieprzespanej nocy, i zastanawiała się, ile przecznic będzie musiała przebiec, żeby znów poczuć się człowiekiem. Brzęczyk znów jęknął. Kimberly wstała i wcisnęła guzik interkomu. - Czego? - Kimberly, to ja, twój tata. No nie! - pomyślała natychmiast. Wcisnęła drugi guzik i wpuściła go do środka. W ośmiopiętrowym budynku nie było windy. Wdrapanie się na górę powinno zająć ojcu parę minut. Powinna coś zrobić. Przytyć z pięć kilogramów. Przespać cztery doby z rzędu. Łyknąć buteleczkę witamin, by przywrócić blask niedomytym jasnym włosom. Bluza z napisem FBI wisiała na niej jak na kołku. Rozciągnięty podkoszulek odsłaniał wystające obojczyki. Stała pośrodku kuchni, aż jej ojciec wreszcie zapukał do drzwi. Nie chciała otwierać. Nie mogłaby wyjaśnić dlaczego, ale nie chciała otwierać drzwi. 122 Znowu pukanie. Serce waliło jej jak młotem. Powoli przeszła przez kuchnię. Powoli otworzyła drzwi mieszkania. Ojciec z poważnym wyrazem twarzy stał przed drzwiami w towarzystwie kobiety, której Kimberly nigdy nie widziała. - Tak mi przykro - powiedział ochryple. Przytulił ją. Zaczęła płakać, chociaż jeszcze nie wiedziała, co złego się wydarzyło. Pół godziny później siedzieli w pokoju telewizyjnym. Kimberly po in¬ diańsku na podłodze, a ojciec i jego znajoma, Rainie Conner, na kanapie. Kimberly zużyła już paczkę chusteczek do nosa. Kiedy płakała, wszystko wydawało jej się nie do zniesienia, w końcu jednak nadeszło odrętwienie.