Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ladnebramy.szczecin.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/tymek10/ftp/ladnebramy.szczecin.pl/paka.php on line 5
ruszyła pędem po żwirze, po kamieniach, wreszcie po ścieżce – tam, gdzie wedle jej wyliczeń

ruszyła pędem po żwirze, po kamieniach, wreszcie po ścieżce – tam, gdzie wedle jej wyliczeń

  • Sylwana

ruszyła pędem po żwirze, po kamieniach, wreszcie po ścieżce – tam, gdzie wedle jej wyliczeń

18 May 2022 by Sylwana

powinno znajdować się miasto. Obejrzawszy się, zobaczyła, że Jonasz galopuje w ślad za nią, ciężko grzechocząc butami. Tylko gdzie mu tam było dogonić szybkonogą biegaczkę! W dodatku co innego długi habit, a zupełnie co innego leciutkie, niekrępujące ruchów satynowe pantalony. Nie było wątpliwości, że gdyby teraz właśnie odbywały się igrzyska olimpijskie, ta nowomodna europejska zabawa, to medal za szybkość biegu zdobyłby nie ścigający, lecz jego niedoszła ofiara. Pani Lisicyna najpierw wysforowała się o dwadzieścia kroków, potem o pięćdziesiąt, o sto. Już nawet tupotu prawie nie było słychać. Ilekroć jednak się oglądała, widziała, że uparty kapitan wciąż biegnie, biegnie i poddawać się nie myśli. Ścieżka była zupełnie pusta, po obu jej stronach widać było gołe łąki, ani jednego domu, tylko przysadziste zabudowania gospodarcze, ciemne, bezludne. Na nic innego niż własne nogi liczyć nie było można. Nogi sprawnie odbijały się od sprężystej ziemi: raz – dwa – trzy – cztery – wdech, raz – dwa – trzy – cztery – wydech, za to ręce im dalej, tym bardziej przeszkadzały. Wedle angielskiej nauki o sporcie prawidłowy bieg wymaga zwierciadlanych wymachów, energicznego udziału łokci i ramion, a o jakich wymachach można tu mówić, o jakim udziale, jeśli związane napięstki są przyciśnięte do piersi. Potem, kiedy ścieżka zaczęła z wolna się wznosić, dały o sobie znać kłopoty z oddechem. Naruszając zasady właściwej metody, pani Polina oddychała już i ustami, i nosem, i to nie z czwartego kroku na piąty, tylko jak tam szło. Kilka razy potknęła się, ledwie utrzymała na nogach. Tupot buciorów z wolna się przybliżał i uciekająca przypomniała sobie, że najnowszy regulamin olimpijski przewiduje oprócz sprintu, czyli biegu na krótki dystans, również stayering, zawody długodystansowców. Wyglądało na to, że w tej dyscyplinie zwycięstwo przypadłoby raczej bratu Jonaszowi. Mgła rozwiała się, a i świt powolutku nabierał sił, tak że wreszcie można było zobaczyć, jaki to dystans trzeba będzie pokonać. Z lewej, o wiorstę albo i półtorej, sennie szarzały dzwonnice miasta. Tak daleko tracąca siły pani Polina za nic by nie dobiegła; cała nadzieja w tym, że spotka kogoś, kto ją uratuje. A jeśli nie spotka? Na prawo, nie dalej niż o trzysta kroków, bielała na skale samotna wieżyczka, na oko sądząc – latarnia ostrzegająca żeglarzy. Przecież musi tam ktoś być! Pół biegiem, pół zwykłym krokiem, ciężko sapiąc, rzuciła się ku wąskiej, murowanej budowli. Trzeba by było krzyknąć, zawołać pomocy, ale na to już sił nie starczyło. Dopiero kiedy do latarni zostało tyle co nic, uciekinierka zobaczyła, że okienka są zabite deskami na krzyż, dziedziniec porósł burą trawą, a ogrodzenie jest na wpół zwalone. Latarnia była nieczynna, opuszczona! Polina biegła jeszcze przez chwilę, już bez żadnego sensu, po prostu z rozpędu. Potknęła się o kępkę trawy i padła tuż przed krzywo wiszącym skrzydłem rozwartej bramy. Podnieść się nie starczyło już sił, a zresztą po co? Zamiast tego oparła się na łokciach, odrzuciła w tył głowę i zakrzyczała. Nie żeby wezwać pomoc (kto ją tu usłyszy?), tylko z rozpaczy. Otom ja, Panie Boże, zakonnica Pelagia, w świecie Polina Lisicyna. Ginę! Wyrzuciwszy z siebie strach, odwróciła się w stronę zbliżającego się tupotu. Kapitan nawet się za mocno nie zasapał, tylko fizys jeszcze bardziej mu poczerwieniała. Przycisnąwszy ręce do piersi (wyglądało to, jakby błagała o litość), Polina Andriejewna powiedziała żarliwie: – Bracie Jonaszu! Co ja ci zrobiłam? Jestem twoją siostrą w Chrystusie! Nie gub żywej duszy. Myślała, że nie odpowie. Ale mnich zatrzymał się nad leżącą, otarł rękawem czoło i powiedział basem: – Własną duszę zgubiłem, to co cudzej mam żałować? Obejrzał się, schylił po leżący koło ścieżki wielki, porowaty kamień, podniósł go nad głowę. Pani Lisicyna tym razem nie mrużyła oczu, patrzyła w górę. Nie na swojego zabójcę – w niebo. Było pochmurne, surowe, ale pełne światła.

Posted in: Bez kategorii Tagged: krystyna pawłowicz siostra, dwie fridy, wągry jak się ich pozbyć,

Najczęściej czytane:

- Dobry wieczór - powtórzył.

Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, jak rozmawiać z debiutantką, by jej śmiertelnie nie przerazić. Hm. Panna Croft głośno przełknęła ślinę. ... [Read more...]

Hope zgięła się wpół, osunęła na kolana, dyszała jak zaszczute zwierzę. Zawarła pakt z Ciemnością i teraz będzie musiała zapłacić. ...

Powtarzała w milczeniu słowa modlitwy na przemian z Psalmem Dwudziestym Trzecim. Błagania i obietnice zlewały się w jedno, a ona chwytała się ich kurczowo, byle odepchnąć Zło jak najdalej. - Nie... - szepnęła, zaciskając pięści. Zawsze kiedy z całych sił opierała się Bestii, nawoływanie powoli cichło, a dudniący głos w końcu milkł. Podobnie stało się teraz. ... [Read more...]

tym drgały. Po chwili robot powrócił do swojej normalnej

postawy i dalej posuwał się naprzód. Właśnie okrążał drzewko brzoskwiniowe, kierując się na powrót w stronę domu, gdy rozległ się jakiś hałas. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 ladnebramy.szczecin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste