Tak bardzo, że jeszcze raz sprawdziła adres. Zgadza
się. Numer na mosiężnej tabliczce przytwierdzonej do ceglanej skrzynki na listy był ten sam co na wizytówce. Ze wstydem przyznała, że spodziewała się mniej prestiżowej lokalizacji. Skarciwszy się w duchu, przyglądała się domowi. Przychodziło jej do głowy tylko jedno słowo. Doskonały. Położony z dala od ulicy i częściowo zasłonięty ogromnymi sosnami, zbudowany z naturalnego kamienia, stwarzał iście bajeczną scenerię. - W porządku, ciociu Hattie. Miałaś rację. Nie należy sądzić po pozorach - powiedziała sama do siebie Malinda. Rozmiar i lokalizacja domu były dowodem, że Jack Brannan jest człowiekiem sukcesu. To nieładnie się gapić. Malinda aż podskoczyła. Ciociu, pomyślała, naprawdę jesteś niemożliwa. Wysiadła z samochodu i ruszyła ku wejściu. Drzwi frontowe otworzyły się i stanął w nich jakiś chłopiec o posępnej twarzy. Malinda domyśliła się, że to najstarszy, ośmiolatek, o którym mówił Jack. Z głębi domu dochodził podniesiony damski głos, wyraźnie zdenerwowany. Malinda uśmiechnęła się i wyciągnęła do dziecka rękę. - Dzień dobry. Jestem Malinda Compton. JEDNA DLA PIĘCIU 23 Dziecko nie poruszyło się. Malinda spróbowała innej taktyki. - Czy możesz powiedzieć tacie, że przyszłam? Byliśmy umówieni. Jeśli to możliwe, spojrzenie dziecka stało się jeszcze bardziej ponure. - On... Jego dalsze słowa zagłuszyło pojawienie się jeszcze dwojga dzieci. Były identyczne, więc Malinda domyśliła się, że to wspomniane przez Jacka bliźniaki. Za nimi wbiegła czerwona na twarzy kobieta w średnim wieku, ź walizką w ręku. - Dzięki Bogu, już pani jest! - Kobieta odstawiła walizkę, wyciągnęła z szafy płaszcz i zaczęła się ubierać. - To istne diabły. Nikt normalny tego nie wytrzyma. Wychowałam dziewięciu własnych synów, ale żaden nie ośmieliłby się na takie kawały jak ci tutaj. Podjechała taksówka, kobieta schwyciła walizkę i popędziła, jakby gonił ją sam diabeł. - Kto to był? - zapytała Malinda. W odpowiedzi ośmiolatek zatrzasnął frontowe drzwi i wojowniczo podparł się pod boki. - Pani 0'Grady, nasza gospodyni. Przeczuwając odpowiedź Malinda odważyła się jednak na następne pytanie. - Gdzie jest twój ojciec? Zadzwonił telefon i chłopak jak strzała pomknął korytarzem. Malinda chciała zadać to samo pytanie bliźniakom, ale oni też zniknęli. Na ich miejscu stał