- Ty kłamliwa suko - warknęła Milla przez zaciśnięte zęby i
rzuciła się na Meksykankę. Chyba jej zamiar był jednak zbyt oczywisty, bo Lola błyskawicznie usunęła się na bok i chwyciła rękę Milli, boleśnie wykręcając ją do góry za plecami. Poszukiwaczka poczuła na gardle zimne ostrze noża. - Głupia! - wysyczała do ucha Milli; nóż naparł mocniej na skórę, która zaczęła ustępować pod ostrzem klingi. Potem dało się słyszeć ciche kliknięcie: odgłos odbezpieczania broni. Lola zamarła. - Wygląda na to, że cała twoja rodzina nieźle radzi sobie z nożem - powiedział Diaz cichym i spokojnym tonem, prawie an43 219 szepcząc. - Za to moja rodzina, wyobraź sobie, ma silną skłonność do broni palnej. Zdezorientowana i przestraszona Milla z trudem spojrzała w lewo, na samej krawędzi wzroku dostrzegając Diaza trzymającego pewnie tę swoją wielką giwerę. Lufa opierała się o skroń Loli. Ręka mężczyzny nawet nie drgnęła, w jego oczach była stalowa pewność siebie. I coś jeszcze: zimna, lodowata, trzymana pod nieludzką kontrolą wściekłość. - Rzuć nóż. Liczę do jednego. Jed... Nie czekał nawet tyle na reakcję kobiety. Lewa ręka Diaza wystrzeliła do przodu, chwyciła dłoń Loli i silnym szarpnięciem wykręciła ją, oddalając od Milli. Dał się słyszeć dziwny odgłos, jakby trzask pękającej suchej gałęzi; Lola zamarła, a z jej gardła wydobył się przeciągły jęk bólu. Nóż upadł na brudną podłogę. W następnym ułamku sekundy ramię Diaza chwyciło Millę i przyciągnęło do jego piersi, zamykając w żelaznym uścisku. Przez cały ten czas lufa pistoletu nawet nie drgnęła, cierpliwie celując w głowę Meksykanki. Lola cofnęła się chwiejnie, trzymając się za rękę. - Połamałeś mi kości! - jęknęła, osuwając się na odrapane krzesło. - Ciesz się, że nie odebrałem ci tego noża i nie wydłubałem nim oczu - odparł Diaz wciąż tym cichym, łagodnym głosem. - Pocięłaś moją przyjaciółkę. A to mi się bardzo nie podoba. Więc chyba jesteśmy kwita, prawda? Chyba że jeszcze coś jestem ci winien. .. Może drugą rękę? an43 220 - Dowiem się tego, co chcesz. Dowiem się - bełkotała Lola, kiwając się w przód i w tył na krześle, spoglądając na niego ze zwierzęcym przerażeniem. Nie patrzyła już na pistolet, tylko na Diaza. Milla rozumiała dlaczego. Jego twarz stała się upiornie nieruchoma, jak martwa, tylko oczy żyły, emanowały furią. Można było dostrzec niszczycielską siłę jego gniewu zaklętą w nieruchomym ciele, wyczuć ją w niesłyszalnych tonach cichego, ciepłego głosu. Diaz nie był człowiekiem, który traci nad sobą kontrolę, gdy ogarnie go wściekłość, wręcz przeciwnie, właśnie wtedy stawał się nieludzko sprawną, śmiertelnie niebezpieczną maszyną. - Och, i tak to zrobisz, senora. Wydaje mi się, że to trochę za mało.