- Wszyscy zakładali, ¿e jechały do Santa Cruz, bo sadzili,
¿e tam jest jej córka. A mo¿e pani Delacroix i twoja bratowa postanowiły zabawic sie w Thelme i Louise i po prostu jechały przed siebie. Mo¿e chciały dotrzec do Los Angeles albo do Meksyku. - Kolejny slepy zaułek - mruknał Nick. - Mo¿emy zawrócic. - Ale dlaczego były razem? 253 - Dobre pytanie - powiedział Walt. - Na pewno nie wybierały sie pograc w tenisa. O ile wiem, Pam nigdy nie nale¿ała do klubu Marli. Watpie nawet, czy miała rakiete, nie wspominajac o członkostwie klubu sportowego. Była typem mola ksia¿kowego, a nie sportsmenki. - Skad wiesz? - Rozmawiałem z jej byłym i kilkoma przyjaciółmi. Jedyny zwiazek, jaki moim zdaniem miała z twoja rodzina, to fakt, ¿e uczeszczała do Koscioła Swietej Trójcy w Sausalito. - Którego duchownym jest mał¿onek Cherise - dodał Nick, w zamysleniu mru¿ac oczy. - Zgadza sie. Interesujaca informacja, pomyslał Nick, ale chyba nie pasuje do tej układanki. - O ile pamietam, Marla nie chodziła zbyt czesto do koscioła. - Tak, nie nale¿y do niego. Ale sadze, ¿e poznała Pam przez me¿a Cherise. Pracował kiedys w Cahill House. Wspierał tam duchowo dziewczeta, które zeszły z drogi cnoty, i przy okazji sam wpadł w niezłe tarapaty. - Czy¿by? - Nicka ogarneły złe przeczucia. - Zdaje sie, ¿e nie był w stanie utrzymac rak przy sobie, kiedy jedna z samotnych matek wpadła mu w oko. - A niech mnie. - Twój brat zaraz go zwolnił. Jakis rok temu. Ale wybuchł skandal, prasa miała u¿ywanie. Mam kilka artykułów na ten temat, przesle ci je faksem. Jednak nie wniesiono oskar¿enia, a nasz ksie¿ulo wrócił na łono swojego koscioła w Sausalito. - I to ju¿ koniec? - spytał Nick z niedowierzaniem. - Zdaje sie, ¿e jego owieczki i dziewczyna, z która sie ponoc zadał, postanowiły mu jednak wybaczyc. - Walt urwał, ¿eby zapalic papierosa. Nick usłyszał pstrykniecie zapalniczki. 254 - To tylko czubek góry lodowej. Człowieku, jestes spokrewniony z banda niezłych swirów. - Powiedz mi lepiej cos, czego nie wiem. - Nick siegnał po jedna z le¿acych na łó¿ku poduszek i wsunał ja sobie pod głowe. Ze stolika nocnego wział długopis i notatnik. - Dobra, to co powiesz na to? Stary Marli, Conrad Amhurst, jest ju¿ jedna noga w grobie. - Słyszałem. - Domyslam sie - powiedział Walt pogardliwie. - Reszta rodziny ju¿ sie oblizuje, czekajac, a¿ stary w koncu sie odwinie, bo jest wart miliony. A teraz niespodzianka. Lwia czesc jego majatku została zapisana temu małemu, synowi