- Nie wpuścisz mnie?
Położyła mu dłoń na ustach. - Lepiej nie, bo nie jestem pewna, czy pozwoliłabym ci odejść. Pocałował ją, przyprawiając o miły dreszczyk. - Wcale bym nie chciał wychodzić - powiedział cicho. - Nie sądzę, żeby to był koniec naszej historii, panno Gallant. Ku jego uldze uśmiechnęła się i odwzajemniła pocałunek. - Chętnie wezmę u ciebie jeszcze parę lekcji, Lucienie. Gdy weszła do ciemnego pokoju, przez dłuższą chwilę stał pod jej drzwiami, w nadziei, że zmieni zdanie. W końcu ruszył do swojego apartamentu. Nie pozwoli jej odejść. Musi ją dobrze poznać, zrozumieć, co takiego z nim zrobiła i dlaczego coraz bardziej mu się to podoba. 13 Po zaledwie czterech godzinach snu Alexandra zrezygnowała z porannego spaceru. Nawet nie próbowała się zmusić do wstania. Po takiej nocy przyjemnie było poleżeć pod ciepłą kołdrą. Uśmiechnęła się i przeciągnęła leniwie. Gdy usłyszała, że Rose schodzi na dół, jęknęła z niechęcią, zwlokła się z łóżka i ubrała. Nie mogła się wylegiwać przez cały dzień. Czekały na nią obowiązki wobec podopiecznej, a poza tym wiedziała, że musi namówić Luciena do wydania przyjęcia urodzinowego. Jego wsparcie zwiększyłoby szanse kuzynki na dobre zamążpójście o wiele bardziej niż znajomość salonowej francuszczyzny. Upięła włosy. Doszła do wniosku, że będzie postępować, jakby nic się nie stało i nic więcej nie miało wydarzyć. Oboje powinni się w ten sposób zachowywać, jeśli zostało im choć trochę rozsądku. Nie żałowała ostatniej nocy. Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażała. Upojnie, cudownie, oszałamiająco. Nie wiedziała jednak, czy zdoła spojrzeć hrabiemu w twarz. Nie podobało się jej określenie „kochanka”. Za ciężko pracowała na swoją niezależność, żeby teraz stać się czyjąś własnością i spełniać cudze zachcianki. Jeśli Kilcairn tego nie zrozumie, ona nie zawaha się ani chwili i przywoła go do porządku. - On może chcieć zapomnieć o całym wieczorze - powiedziała do Szekspira. Terier zamerdał ogonkiem i podrapał w drzwi. - Dobrze, już dobrze. Służba nie patrzyła na nią dziwnie, kiedy schodziła z psem na dół, co oznaczało, że nikt nie widział jej w towarzystwie hrabiego. Jednak miała trochę szczęścia. - Są dzisiaj jakieś specjalne polecenia dla Vincenta, panno Gallant? - zapytał Wimbole, kiedy oddawała mu smycz. - Byłabym wdzięczna, gdyby dał mu się wybiegać. Po południu chyba będzie padać. Kamerdyner wyraźnie się uśmiechnął. - Dobrze. Chodź, Szekspirze. Wkrótce zacznie chować po kieszeniach smakołyki, pomyślała Alexandra, idąc do jadalni. W progu zatrzymała się jak wryta. Rose siedziała przy stole, przed nią leżał magazyn mody, talerz z jedzeniem był odsunięty na bok. Nad ramieniem kuzynki pochylał się lord Kilcairn i wskazywał na jakiś rysunek. - Dzień dobry, panno Gallant - powiedział, prostując się na jej widok. Gdy ich oczy się spotkały, ogarnęło ją nagłe pożądanie. Nie spodziewała się po sobie takiej reakcji. Niedługo wytrwała w postanowieniach. - Dzień dobry - wykrztusiła. - Och, Lex, zobacz, co kuzyn Lucien znalazł! Opanowała się szybko i podeszła do stołu. Hrabia śledził każdy jej krok i gdyby nie obecność Rose oraz dwóch lokajów, pewnie by się na nią rzucił. Taką przynajmniej miała nadzieję. - Co znaleźliście? - Suknię do opery! Czyż nie jest wytworna? Myślisz, że madame Charbonne zdąży ją uszyć na przyszły tydzień? - Na pewno da się ją przekonać - powiedział Kilcairn. - Proszę coś zjeść, panno Gallant. Najprawdopodobniej umiera pani z głodu po wczorajszych harcach.