...
- Musiałem - dodał, a ona zrozumiała. Strach był jego najwierniejszym sojusznikiem. To za sprawą strachu ludzie mówili mu rzeczy, których nie zdradziliby nikomu. Strach dawał mu przewagę już na początku. Strach był bronią sam w sobie. Ale by wywoływać ten strach, musiał być także gotów do działania. Brutalnego działania. - Ona ucieknie. - Może. Ale wtedy ją znajdę. A ona to wie. Dojechali do Wal-Martu. Milla została w samochodzie - włączony silnik i klimatyzacja, zamknięte drzwi - podczas gdy Diaz poszedł kupić potrzebne rzeczy Nie zajęło mu to nawet dziesięciu minut: najwyraźniej kasjerzy, ujrzawszy go, uznali, że „tego pana" należy obsłużyć bez kolejki. Dobrze, że przynajmniej zostawił kaburę z bronią w aucie, inaczej nie obeszłoby się w hipermarkecie bez chaosu przebijającego nawet szał sezonowych wyprzedaży. Przyniósł butelkę wody, paczkę gazików, tubkę maści odkażającej, plaster, bandaże, a także tanią spódnicę i bluzkę. Milla chciała powiedzieć, że włoży bluzę na wierzch, aby zakryć plamy krwi, ale wtedy zobaczyła, że dół sukienki też jest już zaplamiony Pojechali na parking za marketem, z dala od hord kupujących; zaparkowali w takim miejscu, by mieć choć trochę prywatności. Milla zaczęła odpakowywać gaziki, ale Diaz wyjął jej wszystko z rąk, mówiąc: - Siedź spokojnie. an43 223 Namoczył jeden z gazików i przyłożył go do rany na gardle Milli. - Przytrzymaj - powiedział, przyciskając jej dłoń do opatrunku. Posłuchała, dociskając mocno, by zatamować krwawienie, które osłabło, ale nie chciało ustać. Diaz namaczał kolejne gaziki, wycierając kark i szyję Milli z zaschniętej krwi. Jego dłonie nie ominęły także klatki piersiowej, sięgając przez dekolt sukienki aż po linię biustonosza. - No dobrze, spójrzmy na to - powiedział, zdejmując jej dłoń z rany. Potem zdjął opatrunek i mruknął z zadowoleniem. - Nie jest źle. Nie będziesz potrzebować żadnych szwów, ale na wszelki wypadek kupiłem kilka specjalnych plastrów z opatrunkiem. Nałożył maść odkażającą, a potem przykleił kilka plastrów z opatrunkami tak, by przytrzymać razem krawędzie rany Na to położył świeżą gazę i przykleił ją plastrem. - Zużyj resztę gazików na zmycie krwi z rąk i ramion, zanim się przebierzesz - powiedział, skończywszy - Nie muszę się przebierać - odparła, zgadzając się jednak chętnie na obmycie z zaschniętej krwi. - Mogę przecież wracać w tym. - Przekraczać granicę w zakrwawionych ciuchach? Nie sądzę. Poza tym musimy jeszcze coś zjeść przed powrotem. No proszę. Była tak zmęczona, że zapomniała o powrotnej drodze przez granicę. Dokończyła mycie ramion, po czym wyciągnęła z torby bluzkę i spódnicę, aby obedrzeć z nich metki. - Odwróć się - poprosiła. an43