- Poczekaj, sprawdzałaś już mnie tak? - Oburzyła się Orsana.
- Kilka razy. I ciebie, i Rolara, nawet po krótkotrwałych wyprawach w krzaczki. Liż, przeklinać będziesz potem. Nie chcę wysłuchać kupy wymówek, które okażą się od łożniaka. Dziewczyna z wyrzutem przekrzywiła się na mnie, zmrużyła oczy i jak skazaniec liznęła dłoń. Po delektowała się, połknęła i liznęła znowu, już z przyjemnością: - Słodki. Jak mąka z cukrem. A to prawda, że jest pożyteczny dla zdrowia? - Tumanie. – powiedziałam zmęczona, przysiadając się na najbliższym łóżku i chowając twarz w dłoniach. - Się ledwie na nogach trzymam, a ona jeszcze przebiera - szkodliwy, pożyteczny... Przyjaciółka przestała przeklinać i ulokowała się obok. Pchnęła mnie leciutko ramieniem: - Co się stało? Ona nie chcę ci pomóc? - Przeciwnie. Nawet wyraziła życzenie być obecną, by wszystko przeszło jak trzeba. -- przekrzywiłam się na świecę i ta zgasła. Ćmy trysnęły we wszystkie strony, zaczynając lot, i dalej szeptałyśmy między sobą w miejscu niewidocznym z ulicy. - Doskonale! - Wątpię. Zbyt lekko poszło, czuję jakiś podstęp. - W Arlissie nie jesteśmy potrzebni, to prawda. - Orsana mocna poskrobała ślad po ukąszeniu komara na nadgarstku. -- Nie nazwali nas niewolnikami, lecz gośćmi na pewno nie jesteśmy. Szybciej, cennymi zakładnikami w obozie wojennym, przy czym z kim oni wojują jest dla nas niezrozumiałe, chyba po prostu komuś podpadliśmy. - Słusznie. Co więcej, - zamierzają nas cały czas pilnować, i wiem nawet jak, lecz nic nie mogę zrobić. Boję się, że pozostaje nam tylko obserwować rozwój zdarzeń... - Zanim będzie za późno - niecierpliwie oberwała mnie Orsana. -- A gdzie Rolar? Wiesz jakie ma tu sprawy? - Nie. Przecież zaprowadzili go gdzieś razem z tobą! - Nas prawie od razu rozwiązali i wypuścili. Powiedzieli, byśmy siedzieli cicho i czekali na ciebie, ale w tym samym czasie zmieniali ochronę i on zwiał. Myślisz, że nie mógł... - ...Zwabić was w pułapkę? - Rolar lekko skoczył przez parapet. -- Nie. Wpadłem w nią razem z wami. Mam złe nowiny, koleżanki. Wampir rzucił mi jakiś przedmiot, który rozpoznałam zanim jeszcze zdążyłam złapać. To była złota obręcz Lena. - Gdzie ty ją znalazłeś?! - wykrzyknęłam, dusząc się od niepokoju. Obręcz drżała w mojej ręce, szmaragd pobłyskiwał iskierkami w księżycowym świetle. - W skarbnicy Lereeny. Ona musi swoje skarby. Orsana, jeżeli możesz - wyrwij ze mnie to ze mnie, bo ja nie mogę dosięgnąć do tego. Rolar obrócił się do nas plecami i zobaczyłyśmy rękojeść sterczącego z nich sztyletu. Widowisko było, lekko mówiąc, nie dla nerwowych. Sztylet wszedł głęboko, do mięśni, trochę poruszając się w takt przerywanych oddechów wampira. Ja, oczywiście, widziałam i gorsze rzeczy, jednak tylko siłą woli powstrzymałam się od krzyku, już o Orsanie nie wspominając - No, długo tam będziesz grzebać? - przynaglił wampir. – To boli! - Ona zemdlała, Rolar. - smutno skonstatowałam, badając tętno biednej przyjaciółki. -- Przynieś wody, co? - Mam iść do studni ze sztyletem w plecach?! Może jeszcze wiadro na nim zawieszę zamiast na nosidle? Nie, tak nie będzie, nie zrobię z siebie pośmiewiska. Będziesz mogła wyrwać go jednym szarpnięciem? - Spróbuję. Połóż się na podłogę, tak będzie wygodniej. Rolar ostrożnie się nachylił, padł na czworaka i nie wytrzymawszy wydał cichy jęk, położył się, złożywszy ręce pod podbródkiem. - Dawaj, wyciągaj. - dał komendę. -- A-a-a! Tak nie rozluźniaj, nie wyciągasz siekiery z kłody drzewa! - Cicho! Na razie się tylko przymierzam. Orsana ruszyła się i otworzyła oczy. Zobaczywszy mnie dosiadającą konno na skupionym, oczekującym szarpnięcia Rolarze, z rękojeścią sztyletu w rękach, którego zamierzałam właśnie wyciągnąć, lub wbić jeszcze bardziej, odważna najemniczka wróciła do nieprzytomności. - Trzeba coś zrobić z naszą legionistką - osowiale zauważył Rolar. -- Może, potrenować ją na... oj! - Ot, zabierz na pamiątkę. – położyłam mu przed nosem zakrwawiony sztylet. Wampir energicznie usiadł i zaczął oglądać pamiętną broń. - Zabytkowy. Broń szkoły Arlissa, z niczym tego nie pomylisz. Widzisz bruzdy wzdłuż ostrza? Tam jest jad. Nie bój się, działa tylko na ludzi. Pośpiesznie wytarłam rękę o spodnie. - Wzięli cię za człowieka? Rolar regenerował się wolniej, niż Len, chociaż krew zatrzymała się praktycznie od razu. Wampir rozebrał się do pasa, zmiął i rzucił w kąt zakrwawioną koszulę. Potem zaczął szukać zapasowej. - Bardzo dziwne. Wampiry w takich sprawach nigdy się nie mylą. - A kto na polanie wziął ich za wampiry?- nie bez zdziwienia przypomniałam. - Za wampira, a nie za człowieka. Pasożyt jeden był w krzakach, tylko świst usłyszałem. Zastanawia mnie, dlaczego nie poznał rodaka? - Myślisz, zapałałby do ciebie bratnią miłością? - sceptycznie chrząknęłam. -- A teraz się zastanów. Przyjechałeś do Arlissa razem z dwójką ludzkich dziewczyn. Sztucznej brody nie zdążyłeś odkleić, skrzydłami nie wymachiwałeś, ze starymi przyjaciółmi nie gadałeś. Ot i narwał się... - Co tam broda i skrzydła, wampira i bez tego rozpoznasz! - A dlaczego nie możemy założyć, że to wcale nie był wampir? - odezwała się niepostrzeżenie zmartwychwstała Orsana – która, jak się okazało, uważnie słuchała naszą rozmowę. -- Udało mu się oszukać Rolara, lecz sam nie potrafi posługiwać się wampirzym węchem, równa się tylko z ich siłą i żwawością. Ręczę, że prawdziwy wampir rzuciłby sztylet prosto w serce, żeby mieć pewność. - Lecz mógłbym przysiąc... - Rolar zamilkł i beznadziejnie machnął ręką. -- Zgoda, poddaję się. Przeciw łożniakom mój węch jest nic niewarty. O czym rozmawiałyście? - Rozmawiałyśmy o całej tej sprawie, ale czuję się po tym okropnie. Lereena powiedziała, że nie wypuści Lena z Arlissa. I, boję się, że mi też nie da odejść. - Nie panikuj. Władczyni kocha straszyć poddanych - sądzi, że dzięki temu będą sumienniej wykonywać jej polecenia, lecz nie pamiętam, by kara przekraczała winę. Unie będzie przetrzymywać na siłę Lena, chyba, że sam zechce zostać. Chyba nie jechał tutaj w nadziei na jeszcze jedno losowanie. Ścisnęło mi serce, lecz tylko na chwilę, bo szybko się opanowałam. Na co, właściwie, liczyłam? Jednak coś o wiele bardziej mnie niepokoiło. - Nie zrozumiałeś, Rolar. Len jest rzeczywiście potrzebny jej dla przedłużenia rodu, ale ona nie jest wampirem! Jest łożniakiem, i zamierza zawładnąć jego ciałem od razu po zakończeniu obrzędu. Dlatego nas tak chętnie wpuścili do Arlissa, nawet Straże nie byli przeciwni, by nas nie wystraszyć – czekali aż sami tu przyjdziemy! - Wolha, nie gadaj bzdur. - z oburzeniem stwierdził Rolar. – Skąd wiesz, że Władczyni jest łożniakiem? Gdzie masz dowody? - A chociażby to! – pomachałam mu przed nosem złotą obręczą. - Po prosto mogli to podrzucić. - Do skarbnicy, gdzie chodzi tylko Lereena i ty? Gdzie tu jest sens? A żebyś widział, jak zareagowała na wiadomość o zagładzie całej ambasady! W żaden sposób! Ona nie wie nic nowego, szpiedzy od dawna ją kontrolują. - Lereena jest w swoim żywiole.- z uśmiechem po¬kołysał głową Rolar. – Ona uważa, Władczynie nie mogą okazywać uczuć, bo to je dyskryminuje. Lecz w głębi duszy pozostaje zwyczajną kobietą, współczującą i wrażliwą. Pewnie teraz nerwowo chodzi po sali tronowej, zamknąwszy okiennice i zdjąwszy pantofle, by straż przed drzwiami nie słyszała stuku obcasów. - Albo będzie dokańczać jeść resztki czekolady, która została. Mówisz tak, bo nie możesz uwierzyć, że prawdziwa Lereena jest martwa. - Masz manię prześladowczą! - Oboje wpadacie w skrajność. - wtrąciła się Orsana. -- Mamy tylko rzucony zza krzaka sztylet. On udowadnia, że łożnicy są w Arlissie, ale jest ich niewiele, może, w tylko jeden, sam niedobry, który łazi za nami od samego świętego źródła. Ten, co zwiał ze wszystkimi końmi. Ona mogła podrzucić do skarbnicy obręcz, by zniszczyć dolinę - przecież wcześniej lub później tutaj zjawi się ambasada z Dogewy, zaniepokojona długotrwałą nieobecnością swojego Władcy. - Myślisz, że arlijskim skarb leży sobie na kupce na tyłach podwórka? - oburzył się Rolar. – Tam nie można ot tak sobie wejść, przed drzwiami stoi ochrona, a wewnątrz jest masa pułapek. Wlazłem w skarbnicę przez tajne przejście, o którym wie tylko Władczyni i niektórzy z najbliższego otoczenia. - Więc ona ufa nie tym, komu trzeba. -- wyjrzałam przez okno i na wszelki wypadek objęłam dom szpiegowską osłoną. W odróżnieniu od ochronnej, ta osłona wykrywała obecność innych osób w pobliżu, przecież prócz szpiegów do drzwi mógł podejść posłaniec, a nie chciałam odpowiadać przed Władczynią za zwęglone ciało. -- Orsana mówi prawdę. – Jeśli Lereena i wszyscy jej poddani są łożniakami, nie próbowali by ciebie zabić po cichu, i bez ceremonii załatwili by was póki siedzieliście ze związanymi rękami. Ot tylko wątpię, że jest tu tylko jeden łożniak i przybył on w ślad za nami. Dziwne rzeczy się tu dzieją. Boję się, Rolar, że twoja dolina jest gniazdem, skąd oni rozpełzają się po całej Belorii jak pluskwy.